Tom Araya, wokalista i basista Slayera, opowiedział w nowym wywiadzie (wideo na dole), jak w dużym skrócie wyglądała organizacja tras koncertowych zespołu, a w szczególności pierwsze podróże formacji po Stanach Zjednoczonych i Europie. Poniżej tłumaczenie fragmentów wypowiedzi:
Ostatnio ktoś mi wysłał link do filmu z naszego koncertu w Belgii. To był rok 1985, nasz pierwszy występ w tym państwie. Pomyślałem „O mój Boże, to jest super.” Nasze pierwsze lata, czasy, w których podróżowaliśmy samochodem lub ciężarówką, to budzi wiele wspomnień.
Naszą pierwszą trasę po Stanach zrobiliśmy przemieszczając się samochodem, mając ze sobą kartkę z adresami klubów i numerami telefonów. Nie mieliśmy telefonów komórkowych, pagerów, musieliśmy biegać do budek telefonicznych, dzwonić i mówić „Hej, będziemy u was za 20 minut albo lekko się spóźnimy”, albo coś w tym stylu.
Tom opowiedział również o tym, jak zespół poradził sobie na Starym Kontynencie:
W Europie było podobnie jak w Stanach. Wylądowaliśmy na lotnisku i nagle znaleźliśmy się gdzieś w mieście, to był Londyn. Ktoś spytał: „Kto wypożyczy auto i podpisze umowę?” I wtedy zorientowałem się, że wszyscy patrzą na mnie. Byłem najstarszy i jako jedyny mogłem zawrzeć umowę. Więc ja i mój kumpel poszliśmy na górę, pokazaliśmy prawa jazdy i wszystkie dokumenty. Pokazano nam mapę i powiedziano, żebyśmy kierowali się znakami z napisem ‚central’, jeśli chcemy dojechać do centrum miasta. Odparliśmy, że wrócimy za miesiąc i zeszliśmy na dół do busa. Wtedy padło pytanie: „No dobra, kto chce kierować?” Zacząłem jechać przed siebie i nagle spytałem „Jesteście gotowi, żeby zmieniać biegi?” Skończyło się tak, że ktoś siedział w fotelu i wciskał gaz, a ja na stojąco kręciłem kierownicą.
To wszystko wyglądało tak:
-Robimy to?
-OK!
-Ale nie mamy autobusu.
-Ja mam samochód, jest niezły, jebać autobus, jedźmy!
Wydaje się, jakby to było wczoraj, a minęło tyle czasu.